Wszędzie, gdzie tylko mogłam, jeździłam rowerem;
tak się umówiłyśmy z siostrą, bo ja taka niespokojna dusza z ...motorkiem w poopie,
więc codzienna przejażdżka rowerowa była.
Najczęściej po śniadaniu, aby Polinka drzemkę złapała już w domku.
I nie byłabym sobą, gdybym nie pojechała na Górę Świętej Anny, przecież byłam tak blisko...
Kto zna te tereny, wie, że łatwo nie jest, bo pod górkę o wzniesieniu 19%....na rowerze z Polinką...
ale warto było !!!
Żałuję tylko, że pojechałam sama, bo byłyby ciekawsze zdjęcia, ale co tam, w głowie zostały :)
Zjeżdżając z góry czułam ogromną radość;
pedały odpoczywały, za to hamulce na baczność :)
Oj cudnie było.
I te przepiękne widoki i zjawiska natury ...
Każdego roku tu wracam i każdego roku wyjeżdżam z niedosytem....
Pięknie:) Następnym razem zrób podejście od strony Zdzieszowic - Aleja Czereśniowa:))) Te serpentyny to masakra:) Mops robi tam treningi :) Buziaki!
OdpowiedzUsuńMoże się odważę bo faktycznie setpentynki w górę niezłe !!! Prawdę mówiąc cieszyłam się, że wjeżdżałam od Oleszki ;-D
OdpowiedzUsuńTo tak jak ja do mojej Alzacji, :( w tym roku tam nie pojadę :( i serce mi się kraje jak sobie powspominam te piękne krajobrazy i ludzi
OdpowiedzUsuńA ja byłam w (na?) Górze św. Anny jakieś 6 lat temu i przeżyłam cudowną noc ;) CUDOWNE WIDOKI i wspaniałe wspomnienia, po których został mi tylko w głowie zapach jego perfum. Marcelka
OdpowiedzUsuńMarcelko, miłe miejsca pozostawiają miłe wspomnienia :)
Usuń