Kto tamte tereny zna, wie, jak tam jest uroczo !!!
A jak ktoś mieszka na obrzeżach wielkiego miasta (jak ja :(...), tym bardziej ceni sobie ciszę, spokój i leniwie płynący czas malutkich miejscowości.
I ja to właśnie tam kocham.
Ten spokój, śniadanie na tarasie, chodzenie boso po zroszonej trawie, owoce jedzone prosto z krzaczka i cudowna przyrodę, która tam ukazuje jakby ciutkę inne oblicze.
Początkowo pogoda nie rozpieszczała nas, więc chcąc nie chcąc chodziliśmy cieplej ubrani, ale cuda przyrody działy się pomimo tego. A dziewczynki wszędzie znajdowały pole do zabawy :)
"Zobacz Polinko, to jest ślimak" - powiedziała 3,5 letnia Tosia do mojej córci
a Pola niewiele myśląc powędrowała ślimakiem....do buzi.
Jakież było zdziwienie Tosi !!! przecież "ślimaków się nie je !!!!" zdążyła tylko krzyknąć Tosia
Ślimak ocalał, a pierwsze zoologiczne koty powędrowały za płoty :)
Natura jest piękna :)
Zabawy były przeróżne !!!
od baniek mydlanych, które cieszą i małych
i dużych
przez trampolinienie
poszukiwanie mrówek
czy czytanie bajeczek
wprawki kucharskie, bo przecież obiad musi być
aż po wspólne posiłowanie, ale ale, gdzie mama?
haha śliczne łobuziaki, o.O a to ślimaków się nie je? Jak to? Przecież one są takie dobre z sosem czosnkowym, mniam mniam, pozostałości bo 3 letnim pobycie w Francji :)
OdpowiedzUsuńŚliczne fotki :))) Widać, że wyjazd udany :)))
OdpowiedzUsuń